Trzebnica 25 lipca 2016 r.

Zawsze, ilekroć nawiedzamy to piękne sanktuarium pada pytanie o odwagę. Trudno żeby było inaczej, skoro tekstem biblijnym, który w tym miejscu najczęściej jest odczytywany jest fragment Księgi Przysłów, który przed chwilą usłyszeliśmy. Padają tam słowa o kobietę, którą określilibyśmy mianem dzielnej czy odważnej. Od raz jednak widać, że biblijne rozumienie odwagi całkowicie rozmija się z tym, co na temat tej cechy charakteru moglibyśmy usłyszeć we współczesnym świecie. Świat bowiem pytając o odwagę natychmiast wskazuje na ludzi przebojowych, pewnych siebie, gotowych zdobywać wyznaczone cele, nie bacząc na innych. Jako przykłady do naśladowania ukazywani są ci, którzy osiągnęli jakiś sukces, nawet jeśli uczynili to kosztem drugiego człowieka. Odważny to często ten, który nie zna uczucia lęku – nikogo i niczego się nie boi, liczy jedynie na siebie, na swoje zdolności i umiejętności. Dla wielu współczesnych czyś niedorzecznym może wydawać się mówienie o odwadze przy grobie kobiety, która żyła osiem wieków temu, która – jak powie nam usłyszany przed chwilą fragment modlitwy zwanej kolektą wsławiła się tym, że zabiegała o pokój, że pełniła dzieła miłosierdzia, opiekując się chorymi, biednymi, opuszczonymi – powiedzielibyśmy ludźmi z marginesu. Kto z dzisiejszych ludzi sukcesu chciałby być nazywany „Matką wszystkich ubogich” albo „Pocieszycielką biednych”? A tak właśnie określali św. Jadwigę jej współcześni… Interesował ją los każdego człowieka, który znajdował się w potrzebie zatem ta święta całkowicie nie pasuje nam do obrazu kogoś, kto byłby gotowy osiągać własny sukces kosztem innych. Wręcz przeciwnie – gotowa była poświęcić własne wygody, byle poprawić los żyjących obok niej. Czy ucząc nas dziś, byśmy nie przechodzili obojętnie obok cierpienia, nędzy, bólu oraz byśmy kochali drugiego człowieka niezależnie od jego rasy, narodowości, wyznawanej religii i kultury w jakiej został wychowany – możemy powiedzieć – że uczy nas bycia ludźmi odważnymi?

Tym, co wyłania się na pierwszy plan w postawie św. Jadwigi jest jej konsekwencja oraz to, że nie poddawała się w obliczu niepowodzeń i trudności. Tej lekcji każdy z nas bardzo potrzebuje, bo w życiu człowieka nieuniknione są chwile trudne i bolesne, czasem nawet nie do zniesienia. W takich przypadkach ludzie bardzo często zamykają się w sobie. Niektórzy obrażają się na innych, czasem nawet obrażają się na Pana Boga. Może w takich momentach pojawić się zwątpienie i postawa braku zaufania, właściwie do każdego.

Jest w ludziach taka tendencja, by to, co przeżywamy aktualnie (tu i teraz) rozciągać na całe swoje życie. Komuś coś się nie uda, w pracy nie zostanie doceniony, coś nie ułoży się po jego myśli i już mówi: „Moje życie jest bez sensu”, „Mam tego serdecznie dość”, „Nigdy więcej nie będę się starał”.

I to dotyczy także osób wierzących, nawet sumiennie praktykujących. Kiedy pojawiają się trudności, kiedy napotykamy opór, kiedy zaczynają wyśmiewać naszą wiarę i przywiązanie do Chrystusa, może pojawić się zniechęcenie. Często nie widząc sukcesu w naszym głoszeniu Jezusa poddajemy się. Często mówimy: „Nie ma z kim rozmawiać”, „Ten świat jest zły”. Wycofujemy się. Tracimy radość głoszenia Dobrej Nowiny.

Jak czuła się św. Jadwiga jako matka, której z siedmiorga dzieci czworo zmarło? Jak się może czuć matka, która jest zmuszona uczestniczyć w pogrzebie czworga ze swoich pociech? Chyba trudno o mocniejszy przykład sytuacji, w jakiej człowiek powinien się załamać i obrazić na Boga. Tymczasem ona wręcz przeciwnie – dostrzegała Boga w każdym człowieku i do każdego wyciągała rękę i wciąż trwała blisko Boga.

Trudno jest nam zrozumieć, że Bóg widzi więcej niż człowiek. My wpatrujemy się w pewien fragment swojego życia, obserwujemy i rozbijamy na atomy pewien wycinek rzeczywistości, a Bóg widzi dalej, szerzej, więcej. I On ma jeden cel – zbawić człowieka, prowadzić nas drogą ku zbawieniu. Tylko Bóg zna początek naszego życia. Tylko Bóg widzi całość naszego życia.

Droga Siostro, Drogi Bracie,

Być może problemy, które dziś przeżywasz, choroba, trudności, choroba kogoś bliskiego są tą chwilą, w której Jezus wzywa Cię do odwagi i mówi: „Ja to zwyciężyłem, ja zwyciężyłem cierpienie i śmierć i wiem, jak Cię przez to przeprowadzić. Ja znam drogę”.

Do takiej postawy wzywa nas Chrystus wypowiadając ciekawe słowa, jakie padają w dzisiejszej Ewangelii: „Kto pełni wolę Bożą ten Mi jest bratem, siostra i matką”. Z jednej strony wydają się one oczywiste – jeśli nawet w obliczu trudności chcesz pełnić wolę Boga, ufasz Jezusowi – możesz czuć się jego bratem albo siostrą. Ale z drugiej strony – jak możemy czuć się matką Jezusa? Bratem i siostrą – to zrozumiałe – Bóg jest naszym Ojcem – mamy wspólnego tatę. Czy jednak możliwe jest by ktoś z nas stał się Matką Jezusa? Otóż tak – Matka to jest to, która daje życie. Jeśli dzięki Tobie, jeśli dzięki Twojej postawie, Twojemu świadectwu, Twojej wierze, Twojemu pełnieniu woli Boga, Jezus narodził się w sercu drugiego człowieka – stajesz się Matką Jezusa.

To jest dokładnie to, czego naucza nas papież Franciszek. On mówi, że nie można być uczniem Jezusa, nie będąc jednocześnie misjonarzem. Słuchając dzisiejszej Ewangelii trzeba by powiedzieć – nie możesz zadowolić się byciem bratem czy siostrą Jezusa. Masz być Jego Matką! To Ty masz przekazywać Boże życie innym ludziom. Masz rodzić Jezusa w życiu i sercu tych, których Bóg stawia na twojej drodze.

Piękna jest ta Ewangelia odczytywana w tym miejscu – przy grobie św. Jadwigi – patronki wyboru św. Jana Pawła II na Stolicę Piotrową w czasie Mszy św., która ma być Eucharystią posłania. Posłanie wiąże się z misją, a tę otrzymujecie od samego Jezusa.

Może zdarzyć się tak, że spotkacie się z niepowodzeniami. Chcemy rodzić Jezusa w życiu innych. Idziemy z naszym przesłaniem do ludzi, którzy są ochrzczeni, do naszych braci i sióstr, którzy wychowali się w kulturze chrześcijańskiej i moglibyśmy się spodziewać, że są bardziej otwarci na Słowo Życia, a niestety często tak nie jest. Bo żyjący obok nas uważają, że chrześcijaństwo się przeżyło, nie jest atrakcyjne, właściwie wiąże się z ograniczeniami i utrudnianiem życia. Z kolei często ludzi niewierzących przedstawia się jako ludzi szczęśliwych, spontanicznych, chętnych do działania, a chrześcijanie – ciągle smutni i przygaszeni, żyjący w strachu, by nie zgrzeszyć.

Ten obraz poniekąd funkcjonuje w naszej kulturze. Tamci szczęśliwi, a ci, którzy wierzą w Boga ciągle ograniczani w swojej wolności. To wszystko odciąga od Chrystusa i powoduje, że tracimy tę radość głoszenia, wycofujemy się. Pojawia się pokusa przyjęcia postawy obronnej i szukania winnych zaistniałej sytuacji: zły świat, zła kultura, brak wychowania w rodzinach, media. Tak się usprawiedliwiamy. Owszem kultura (zwłaszcza w Europie) dziś nie jest chrześcijańska i nie ułatwia przekazu Ewangelii, ale nie można skupić się jedynie na obwinianiu kultury. Nie można jedynie tęsknić za przeszłością, za tym co było. My mamy wchodzić z Ewangelią właśnie do TEGO świata. Mamy rodzić Jezusa w Tym świecie.

Zwracają na to mocno uwagę ostatni papieże z Franciszkiem na czele, wskazując na konieczność rozpoczęcia głoszenia Jezusa od stworzenia przestrzeni dla słowa Bożego, aby z człowieka niezainteresowanego Ewangelią i obojętnego uczynić kogoś kto będzie w kondycji do słuchania, kogoś, kto sam zada pytanie: „Dlaczego Ty tak żyjesz?”  My musimy swoją postawą niejako zmusić tych, którzy są obok nas do takiej refleksji, do postawienia pytania: „Dlaczego Ty tak żyjesz?”

Jak to zrobić?

Z pomocą przychodzi obraz, który otrzymujemy od Bazylego Wielkiego. On w zmaganiu z kulturą grecką widział dokładnie ten sam problem, który staje dziś przed nami. Dostrzegał dokładnie to samo zadanie, z którym my dziś mamy do czynienia.

Św. Bazyli nawiązał do słów proroka Amosa, który tak mówił o sobie: Jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory”. Tekst ten odwołuje się do tego, że owoce sykomory trzeba przed zbiorem naciąć. Dojrzewają one wówczas z ciągu kilku dni. Św. Bazyli w swoim komentarzu pisze tak: Sykomora jest drzewem, które rodzi bardzo wiele owoców. Jeśli jednak nie zostaną nacięte, nie mają smaku; nabierają go dopiero wówczas, gdy wycieknie z nich sok. Dlatego sądzimy, że sykomora jest symbolem wszystkich pogan: jest ich bardzo wielu, ale są niejako bez smaku. Jest to wynikiem ich życia, według zwyczajów pogańskich. Jeśli sykomorę tę uda się naciąć przez Słowo wówczas staje się smakowita i przydatna”.

Św. Bazyli pokazuje nam z jednej strony pewną bujność, w jakimś sensie bogactwo ludzi nieznających Jezusa lub nieliczących się z Nim w swoim życiu, a z drugiej pokazuje ich pewien brak. Te owoce są piękne, ale bez nacięcia Słowem nie mają właściwego smaku.  My mamy być tymi, którzy ten owoc nacinają. Słowo które może naciąć niewierzących, czyli Chrystus,  posługuje się konkretnymi osobami. Aby dokonało się to nacięcie te osoby muszą być obecne w świecie, musza rozumieć problemy tego świata, widzieć zagrożenia i nie bać się ich. Czyli my musimy być w tym świecie. Chrystusowi możemy pomóc przez obecność w świecie. Nie przez wycofanie. Nie przez zamykanie, ale przez wyjście do świata.

Przykład daje nam Jezus Chrystus, który nie  zbawił świata stojąc na zewnątrz. Przyszedł do świata i powiedział: „Ja mam to, czego wy szukacie, czego wam brakuje”. Wszedł w dialog z człowiekiem i szukał ludzi w ich kontekście życia. Papież Franciszek zauważył, ze czytając Ewangelię można odnieść wrażenie, że Pan Jezus był bezdomny, bo miejsce, gdzie najczęściej można Go było spotkać to droga. Chrystus był wciąż w drodze. Chrystus wciąż szukał ludzi.

Bracia i siostry zadanie dla nas to być obecnymi w świecie. Pierwszym punktem głoszenia Jezusa jest nasza obecność w świecie. To jest zadanie, przed którym nie możemy uciekać. Musimy być blisko ludzi, blisko naszych braci i sióstr, by na tym gruncie, poznając ich życie, będąc blisko nich pokazać im, czego im brakuje, pokazać, ze Jezus daje coś, co wypełnia ten brak.

Trudne chwile w naszym życiu – one się zdarzają. Nawet Chrystus nie był od nich uwolniony. Ale dziś Pan Jezus poprzez wzór św. Jadwigi pokazuje jak przez takie momenty się przechodzi. Mówi nam: „Nie jesteś sam”. Jezus pełnego oparcia szukał zawsze w Ojcu. Święta Jadwiga swoją odwagę czerpała z bycia blisko Jezusa. Od momentu chrztu świętego każdy z nas ma prawo do powtarzania sobie: „Nie jestem sam”. W chwilach trudnych powtarzajcie: „Wspiera mnie Ten, który zwyciężył świat”. Wspiera mnie Chrystus.

Amen

 

Abp. Józef Kupny